Zazwyczaj tak jest, że boimy się tych marzeń, które są dla nas BARDZO ważne, którymi chcemy się definiować jako ludzie. Krok do realizacji takiego marzenia może nawet wywołać panikę (dystres).
Najsilniej identyfikujemy się z tym, co jest dla nas najważniejsze – wydaje się to oczywiste. Ale często nie zdajemy sobie sprawy, że właśnie ten mechanizm spycha nasze największe marzenia do nieświadomości. Jeśli na przykład od zawsze marzyła mi się samotna podróż dookoła świata, to dopóki jej nie zrealizuję, będę uważać, że lęk/lenistwo/słomiany zapał wygrywają we mnie z odwagą/ determinacją/ silną wolą/ (wstaw, co chcesz). Że inni potrafią, a ja nie. Więc jestem beznadziejny. Z tego właśnie powodu wolimy nie myśleć o rzeczach, które są dla nas ważne, a których się wyrzekliśmy. Przez pewien czas działa to na nas ochronnie, bo widzimy siebie w lepszym świetle. Jeśli uda mi się przekonać samą siebie, że samotna podróż dookoła świata jest głupotą, wielkim ryzykiem i marnotrawstwem czasu czy pieniędzy, to może uda mi się wmówić sobie, że to nigdy nie było moim marzeniem. Że to dziecinna zachcianka. I gotowe. Z takim wytłumaczeniem mogę kontynuować „normalne” życie.
Ale prawdziwe, największe marzenia, które powinny być osią naszego życia, nigdy nie umierają. Ciążą nam jak kula u nogi i pukają do nas na różne sposoby. Na przykład czujemy się wykończeni naszą pracą, nie znajdujemy w niej satysfakcji, wpadamy w depresję albo rodzimy dzieci i wpadamy w wir niecierpiących zwłoki obowiązków, albo studiujemy naraz trzy kierunki studiów, bo nie możemy się zdecydować, który powinniśmy wybrać. Ale gdzieś pod skórą czujemy, że coś jest nie na swoim miejscu, że czegoś nam bardzo brakuje. To znak, że coś wartościowego w nas bardzo potrzebuje wypłynąć na powierzchnię.
Osiowe marzenia to są te rzeczy, których będziemy najbardziej żałowali na łożu śmierci, że z nich zrezygnowaliśmy. Te marzenia tlą się gdzieś w nas, nawet, kiedy bardzo się staramy o nich zapomnieć. Z różnych powodów, najczęściej nam się wydaje, że praktycznych, wybieramy coś innego:
– stabliną pracę, bo daje mi poczucie bezpieczeństwa;
– partnera, który mnie nie szanuje, bo sama sobie nie poradzę;
– agresywnego szefa, bo nie wiadomo, czy u innego tyle zarobię;
– kredyt na mieszkanie, bo dobrze mieć coś swojego, a płacąc za wynajem, wyrzucam kasę w błoto;
– wakacje u babci, bo Karaiby są za drogie;
– zbyt wiele pracy, więc odkładamy posiadanie dzieci na później;
– zrywanie kolejnych relacji, żeby przedłużyć wolność.
I tak dalej. Jak często wahasz się, czy podjąłeś właściwą decyzję?
Nie chodzi mi o to, że należy ulegać każdej zachciance. Wręcz przeciwnie. Nie jestem za konsumpcyjnym stylem życia, bo on nas rozleniwia i uczymy się dużo brać, a mało dawać. Jeśli karaibska podróż nie jest moim marzeniem z dzieciństwa i mogę być szczęśliwa bez tego, to pewnie lepiej pojechać do Krynicy i zaoszczędzone pieniądze przeznaczyć na coś innego. Ale jeżeli jako dziecko zaczytywałeś się w literaturze podróżniczej, oglądałeś filmy dokumentalne z tamtej części świata i wiele razy wyobrażałeś sobie, że tam jesteś, i to było wspaniałe uczucie, to uważam, że trzeba postawić sobie za cel zaoszczędzenie tylu pieniędzy, żeby choć raz w życiu tam pojechać.
Jeśli nigdy tego nie zrobisz, coś Ci będzie w życiu doskwierać. Może i będzie dobrze, ale czegoś w życiu będzie Ci brakowało. Będziesz mniej tolerancyjny, a bardziej sfrustrowany i zestresowany. Będziesz unikał spełnionych ludzi, bo będą Ci się kojarzyli z czymś, czego nie masz. Zwrócisz się ku ludziom takim, jak Ty – niespełnionym, i zbudujesz iluzję, że świat po prostu taki jest, że nie każdy może spełniać marzenia. Że rzeczywistość je weryfikuje i trzeba się dostosować. A w większości przypadków przemawia przez nas lęk, konformizm i wygoda. Przyznanie się do tego – bardzo, bardzo boli. Zobaczenie samego siebie w takim świetle jest niezwykle bolesne, ale z drugiej strony unikanie prawdy pogrąża nas w niespełnieniu. Po jakimś czasie stajemy się toksyczni i zaczynamy tą toksycznością zarażać innych. Jeszcze bardziej unikamy bolesnych tematów i niespełnionych marzeń, bo już tak daleko od nich odeszliśmy, że nie wyobrażamy sobie drogi powrotu. I koło się zamyka.
Zatem najpierw te nasze marzenia trzeba sobie uświadomić. Odkopać z czeluści psychiki. Na początek może być tylko jedno – najlepiej to najważniejsze. Pogodzić się z faktem, że spełnienie tego marzenia będzie wymagało czasu, wysiłku, ryzyka, niewygody. Wyjście poza strefę komfortu i dokonanie zmiany zawsze powoduje stres. Nie da się go tak zupełnie uniknąć. Trzeba go więc zaakceptować. Uświadomić sobie, że warto, bo dzięki temu odzyskamy energię, chęc do działania, radość życia i będziemy chodzić z podniesioną głową. Nie zachęcam do tego, żeby wszystko nagle rzucać, wszystko zmieniać. Przyzwyczajajmy się do realizacji marzeń małymi krokami.
1. Podzielmy się z kimś naszym marzeniem. Niech to będzie koniecznie ktoś, kto Twoje marzenie popiera i może Ci dodać otuchy.
2. Zamieńmy marzenie na cel z datą realizacji – ale nie zbyt ambitną, bo wtedy po raz kolejny przekonamy się, że jesteśmy beznadziejni, bo się nie udało. Bądźmy dla siebie łagodni. Data realizacji – TAK, nieprzekraczalna, ale uwzględniająca inne ważne rzeczy w naszym życiu.
3. Podejmijmy działanie, które realnie zbliży nas do osiągnięcia tego marzenia. Na przykład zrezygnujmy z samochodu i przesiądźmy się na autobus, jeśli dzięki temu w ciągu roku zaoszczędzimy na wymarzoną podróż. Albo aplikujmy o dodatkową pracę na pół, na ćwierć etatu. Podejmijmy tę pracę, jeśli aplikacja zostanie przyjęta. Pójdźmy gdzieś, gdzie poznamy nowych, inspirujących ludzi (na warsztaty, do klubu dyskusyjnego, na lekcje czegoś, co nas interesuje). Tak naprawdę – zróbmy COKOLWIEK, co potencjalnie może nas zbliżyć do realizacji marzenia.
4. Powoli, ale stanowczo, idźmy dalej tą ścieżką.
Więcej nie trzeba, bo już po kilku krokach w dobrą stronę zaczynamy widzieć klarownie. Droga staje się prosta, a dążenie do celu coraz bardziej przyjemne. Proporcjonalnie do działania zmniejszają się też lęki i stres, i jest to często jedyna droga do poskromienia trudnych uczuć związanych z marzeniami.
Budzić w sobie autorefleksję, odwagę, determinację. Tego Ci dzisiaj życzę z całego serca!
Pingback: Co zabiera nam lęk | Wszystko o stresie